Pan Bóg się upomniał…

przez | 25 maja, 2021

Chcę się z Wami podzielić, jak w dniu nieszczęścia Bóg przechował mnie w swoim namiocie i zaskoczył czymś bardzo pięknym.

Będąc we Wspólnocie Nowe Jeruzalem od kilku lat nosiłam w sercu pragnienie wyrażenia Bogu wdzięczności tańcem – za piękno tego świata, za to, że mi zaufał, za to, że się nie męczy człowiekiem, i moją osobą też. Ważne były dla mnie słowa z Księgi Izajasza:

Czy nie wiesz tego? Czyś nie słyszał?

Pan – to Bóg wieczny,

Stwórca krańców ziemi.

On się nie męczy ani nie nuży,

Jego mądrość jest niezgłębiona.

On dodaje mocy zmęczonemu

i pomnaża siły omdlałego.

Chłopcy się męczą i nużą,

chwieją się słabnąc młodzieńcy,

lecz ci, co zaufali Panu, odzyskują siły,

otrzymują skrzydła jak orły:

biegną bez zmęczenia,

bez znużenia idą

(Iz 40, 28­31).

Widząc modlące się dziewczyny z diakonii tańca, cieszyłam się, ale jakoś ciągle odsuwałam czas dołączenia do nich. Myślałam: nie mam poczucia rytmu ani uzdolnień muzycznych, cóż ze mnie za materiał… Kinga, animatorka diakonii tańca, prosiła, żeby pamiętać, że to nie tylko taniec, że poruszanie ciała jest ważne, ale przede wszystkim jest to modlitwa, spotkanie z Bogiem w ruchu, uwielbianie całą osobą. Stwierdziłam, że muszę zostawić tę sprawę, a jeśli Panu będzie się podobało, żeby przed Nim tańczyć, to jakoś się o to „upomni”. I upomniał się, ale jak mi się wydawało, w najmniej oczekiwanym przeze mnie momencie…

Po kilku miesiącach odeszła do Pana moja najukochańsza Mama, najcudowniejsza kobieta na ziemi, moja ukochana Przyjaciółka. Wróciłam do Krakowa bardzo przybita i tak obolała, że ból sprawiał każdy mięsień, czułam każde zakończenie nerwów. I właśnie wtedy, gdy po prostu padałam, miałam nie tylko pragnienie, ale mocne przynaglenie, żeby uwielbiać Boga tańcem. Wiedziałam, że mam to robić!

Przyszłam na spotkanie diakonii. Pragnienie tańczenia przed Bogiem było we mnie ogromne. I chociaż nie potrafiłam zapamiętać nawet dwóch sekwencji tanecznych, jakoś mnie to nie zniechęcało. Wiedziałam, że mam wielbić Boga w tym czasie właśnie poprzez taniec i już.

Potem były rekolekcje Wspólnoty Błogosławieństw w Gdańsku. Gdy tańczyliśmy przed Najświętszym Sakramentem, czułam się jak dziecko Boga, naprawdę czułam się jak córka Boga! Czułam, że On patrzy na mnie i bardzo kocha – to było pełne miłości spojrzenie Ojca. Ilekroć tańczyłam na chwałę Pana, Jego spojrzenie zawsze mnie leczyło. Ktoś patrząc z boku mógłby powiedzieć, że zadziałała terapia tańcem. A ja wiem, że to Pan poprzez taniec leczył moje ciało, patrzenie na samą siebie w tym czasie bólu, a potem depresji po stracie kochanej Mamy, kiedy nie umiałam się inaczej modlić, przechował mnie w swoim namiocie i wybrał taniec jako narzędzie uzdrowienia.

Podczas pewnej konferencji prowadzonej przez Krysię usłyszałam, że jednym z dziesięciu kroków wychodzenia z depresji jest uwielbianie Boga. I nawet jeśli wtedy komuś nie chce się wyjść z łóżka, bo nie widzi sensu, to trzeba zacząć uwielbiać Boga, choćby jednym zdaniem. Poucza nas o tym św. Łukasz, gdy opisuje wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy:

Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno:

„Błogosławiony Król,

który przychodzi w imię Pańskie.

Pokój w niebie i chwała na wysokościach”.

Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!” Odrzekł: Powiadam wam: <<Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą>>”

(Łk 19, 36­40).

A więc nie możemy milczeć! Uwielbiajmy Boga całym sercem i wszystkimi talentami, którymi nas ubogacił!

Stasia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *