Żebrząca miłość

przez | 25 maja, 2021

Dzisiaj podczas uwielbienia było wystawienie Najświętszego Sakramentu. Zaczęliśmy śpiewać pieśń: „Bo ja gorliwie szukam Cię…”. W pewnym momencie spojrzałem na monstrancję i… To była ta chwila, kiedy napotyka się wzrok żyjącego, obecnego Pana. Poczułem się jak Piotr, na którego spojrzał Jezus i kogut zapiał. Śpiewałem: „Gorliwie szukam Cię…”, a po twarzy ciekły mi łzy. Moje myśli pobiegły do niedawnej soboty.

Nasza Wspólnota zorganizowała całodzienną adorację i proszono, aby zadeklarować swój udział o określonej porze. Wypadało wpisać się na jakąś godzinę, więc to zrobiłem. Sobotę zaplanowałem sobie dokładnie. Punktualnie pojawiłem się w kaplicy św. Doroty, modliłem się w przygotowanych intencjach, zanosiłem prośby, czytałem Biblię. Godzina minęła i szykowałem się do wyjścia, aby kontynuować zaplanowane zajęcia. Tymczasem poza mną w kaplicy była tylko jedna osoba. Nie wiedziałem, jak długo zostanie na adoracji, czy będzie czuwać przy Panu… Minęło pięć, dziesięć minut kolejnej godziny, zacząłem się denerwować. Harmonogram dobrze zaplanowanego dnia zaczynał się sypać. Wyjść, nie wyjść? Przecież nie zostawię Pana Jezusa samego. Dlaczego nikt więcej nie przychodzi?! Tak przewierciłem się całą godzinę. Na trzecią godzinę też nikt nowy nie przyszedł…

Przebywanie w obecności Pana nie jest bezowocne. Pewnie nie raz doświadczyliście tego, że coś się w was zmienia w czasie adoracji. Ja się często wtedy czuję jak ziemia wokół krzewu ognistego, z którego Bóg przemawiał do Mojżesza – nic nie robię, a jestem uświęcany.

Pan zwyciężył moje emocje. W tej trzeciej godzinie trwałem przed Bogiem tylko ze względu na Niego samego. O nic już nie prosiłem. Nic nie mówiłem. Po prostu byłem przy Nim. Na weselu w Kanie Galilejskiej, na górze Tabor, w Ogrojcu, na Golgocie, pod Krzyżem… Można by powiedzieć, że czas się zatrzymał, gdyby nie to, że ta godzina błyskawicznie minęła. Ale czujecie to? Dopiero w trzeciej godzinie, tej nie planowanej…

Czy gorliwie szukałem Boga? Dziś, kiedy spojrzałem na Hostię, bardzo mocno dotarła do mnie świadomość, że sprawiła to „żebrząca miłość”. Miłość, która nie jest przeze mnie gorliwie szukana. Byłem jak Szymon Cyrenejczyk, przymuszony, by Panu towarzyszyć, przemieniony Jego miłością, Jego bliskością. To miała być zwykła sobota, a stała się dniem, w którym zadano mi pytanie: „Gdzie jest twój skarb, gdzie jest twoje serce?”.

Minęła trzecia godzina adoracji. Do kaplicy weszło kilkanaście osób… Mogłem spokojnie wyjść.

Chwała niech będzie Panu, który tak się uniża, aby nam ofiarować swoją miłość, Siebie samego.

Ryszard

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *