Nowe serce – nowe życie

przez | 26 maja, 2021

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Mam na imię Grzegorz, jestem klerykiem WSD Redemptorystów i pragnę podzielić się świadectwem uzdrowienia wewnętrznego, którego Pan Bóg dokonał we mnie w niedzielę 28 maja 2017 roku. W tym dniu odbywały się prymicje mojego współbrata, Michała. Wieczorem miał miejsce koncert uwielbieniowy,  prowadzony przez wspólnotę Nowe Jeruzalem, podczas którego moje życie się odmieniło. Dokonał się prawdziwy cud.

W pierwszej części uwielbienia byłem przepełniony radością i ogromną chęcią wysławiania, uwielbiania Boga. Około połowy modlitwy poczułem bezsens tego wszystkiego, co się dzieje, ogarnął mnie smutek, straciłem w sobie chęci do uwielbienia. Zupełnie nie wiedziałem, skąd się te uczucia pojawiły. Miałem chęć opuścić grupę uwielbieniową. Zostałem jednak, z nadzieją, że Jezus zadziała i odmieni mój stan. Smutek nie opuszczał mnie jednak do końca.

Po uwielbieniu postanowiłem poprosić wspólnotę Nowe Jeruzalem o modlitwę za mnie. Przez chwilę się wahałem i walczyłem ze sobą, zanim podszedłem do nich. Z natury jestem bowiem raczej nieśmiały i dużo czasu mi zajmuje, zanim komuś w pełni zaufam i się otworzę. Bóg jednakże dał mi łaskę odwagi i przełamałem się. Podszedłem do członków diakonii, którzy prowadzili uwielbienie i zacząłem z nimi rozmawiać. Wtedy nastąpił moment najważniejszej decyzji. Pomyślałem: skoro już zrobiłem pierwszy krok, to zrobię drugi. Poprosiłem o modlitwę wstawienniczą. Tu zaczęło się największe działanie łaski Bożej. Jako główną intencję podałem zbliżające się egzaminy, ponieważ nie byłem w stanie się w pełni otworzyć i podać prawdziwych powodów. Pierwszym bowiem impulsem, który sprawił, że pojawiła się we mnie myśl o tym, by poprosić o modlitwę wstawienniczą, były słowa wypowiedziane w trakcie uwielbienia przez jedną z osób prowadzących. Wspomniała ona, że jest tu być może ktoś, kto zmaga się z trudnościami życiowymi, nie radzi sobie z grzechem – odnalazłem siebie w tych słowach. Później ten smutek, który nie ustępował – poczułem, że potrzebuję modlitwy, aby odzyskać radość z życia. Poza tym wiele razy doświadczyłem mocy modlitwy i pomyślałem, że warto zaufać również teraz.

Dodam, że drugi raz w życiu przeżywałem modlitwę wstawienniczą prowadzoną w ten sposób (tzn. w obecności osoby modlącej się za mnie, z nałożeniem rąk). Pierwsza taka modlitwa miała miejsce w zeszłym roku podczas adoracji Najświętszego Sakramentu, a modlił się nade mną kapłan. Nie miałem szczególnej intencji i nic niezwykłego wtedy nie przeżyłem, jedynie odszedłem po tej modlitwie trochę spokojniejszy. Dlatego też i tym razem nie spodziewałem się niczego nadzwyczajnego. Miałem tylko nadzieję na odzyskanie radości i sił na dalsze życie, głównie na zbliżające się egzaminy.

Gdy grupa zaczęła się modlić nade mną, byłem zupełnie spokojny, bo wiedziałem, że mogę im zaufać, a Pan Bóg będzie działał ze swoją łaską. W pewnym momencie zacząłem drżeć, a moje serce biło wraz z upływem modlitwy coraz mocniej. Ja sam jednak byłem spokojny. Gdy przyjaciele z diakonii zaczęli modlić się językami, poczułem, że zaczynam bezwładnie opadać. Było to dla mnie nowe, nieznane doświadczenie, a ja pozwoliłem Panu działać, bo wiedziałem, że jestem w dobrych rękach. Podczas spoczynku mój oddech stał się głębszy. Po dwóch albo trzech oddechach poczułem, jak wszystkie smutki i troski ze mnie spływają. Poczułem ogromną ulgę i radość powróciła do mnie.

Na koniec Karolina, która się modliła nade mną, odczytała Psalm 131: „Panie, moje serce nie jest wyniosłe i oczy moje nie patrzą z góry. Nie gonię za tym, co wielkie albo co przerasta moje siły. Przeciwnie: zaprowadziłem ład i spokój w mojej duszy. Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę – tak we mnie jest moja dusza. Izraelu, pokładaj w Panu nadzieję teraz i aż na wieki.”

Gdy wstałem, jeden z mężczyzn, który się nade mną modlił, (przepraszam, że nie piszę imiennie, ale nie zawsze zapamiętuję od razu imiona nowo poznanych osób)  powiedział, że podczas modlitwy czuł, że ja jestem owocem Bożej miłości. Na potwierdzenie tych słów dostałem w kolejnym dniu konkretne Słowo Boże. Poczułem natchnienie, aby wylosować fragment z Pisma Świętego (mamy taką możliwość przy kaplicy seminaryjnej). Trafiłem na fragment z księgi proroka Izajasza: „Bo góry mogą ustąpić i pagórki się zachwiać, ale miłość moja nie odstąpi od ciebie i nie zachwieje się moje przymierze pokoju, mówi Pan, który ma litość nad tobą”. Dodam, że losuję w ten sposób Słowo Boże zazwyczaj w momentach wątpliwości i zawsze Pan daje mi odpowiedź na moje trudności, pociechę lub motywację do działania. 

Drugi z mężczyzn modlących się nade mną (podczas modlitwy dotykał mnie w okolicach serca) powiedział, że miał wizję mojego serca: widział moje serce poprzebijane czarnymi strzałami. Te strzały to raniące słowa i przykre doświadczenia, których w przeszłości doznałem od innych (rzeczywiście w przeszłości dużo tego było). Widział on, jak te strzały wypadają z mojego serca i zapewnił mnie, że Bóg daje mi teraz nowe, oczyszczone serce.
Po tych pięknych przeżyciach wróciłem odmieniony – spokojny i radosny.

To jednak nie koniec historii uzdrowienia, a jej początek. Od razu po modlitwie zacząłem zauważać jej skutki. Wcześniej odczuwałem nieokreślony lęk, często paraliżujący, podchodząc do niektórych osób i próbując nawiązać z nimi kontakt – szczególnie, gdy był to mój przełożony lub ktoś ważny albo nieznajomy. Teraz bez problemu i bez lęku podchodzę do każdego człowieka, stałem się bardziej otwarty w kontaktach z innymi. Odkryłem źródło swojej małomówności, która była moją największą wadą. Było nim poranione serce, które teraz Pan uleczył. Przepełnia mnie wewnętrzny spokój i radość. Łatwiej jest mi zapanować nad emocjami, z czym miałem wcześniej problem, trudniej jest mnie wytrącić z równowagi. Osoby, wobec których miałem uprzedzenia, z którymi miałem trudniejsze relacje, nie wzbudzają we mnie już tylu negatywnych emocji. Niektórzy współbracia, z którymi żyję w jednym domu na co dzień, również zauważają we mnie pozytywną przemianę.

Swoją historią podzieliłem się z rocznikowym współbratem, który należy do Szkoły Nowej Ewangelizacji. Powiedział, że zna mnie od czterech lat i naprawdę widzi, że coś się zmieniło. Uznał, iż samo to, że podszedłem do członków Nowego Jeruzalem już było rozpoczęciem działania Bożej łaski. Dalsze wydarzenia są skutkiem mojego otwarcia się na nią.

Teraz codziennie wieczorem przed snem modlę się Psalmem 131, aby nie zapomnieć o wielkich dziełach, których Pan we mnie dokonał w tym dniu. Podczas tej modlitwy łzy ze szczęścia i wdzięczności Bogu za Jego miłość wypływają z moich oczu. Już minęło kilka dni od uwielbienia i modlitwy wstawienniczej, a ja codziennie odkrywam nowe skutki działania Boga, który dał mi nowe serce.

Tak to poprzez ręce wspólnoty Nowe Jeruzalem Bóg dokonał największego – po darze samego życia – cudu w moim życiu.

Chwała Panu, Alleluja!

 

Grzegorz Pruś CSsR

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *