Letnia katoliczka
Jestem wdową, mam czworo dzieci i czworo wnucząt. W 2005 r. zostałam zaproszona przez syna Stanisława i jego żonę Ewę na rekolekcje Wspólnoty Nowe Jeruzalem, do której należeli,prowadzone w Gródku nad Dunajcem. Byłam wtedy w kiepskiej formie, po bardzo trudnych przejściach rodzinnych. Choroba alkoholowa męża spowodowała, że musiałam zamieszkać osobno, aby stworzyć bezpieczne warunki sobie i dzieciom (16, 19 i 32 lata). Czułam się bardzo źle jako kobieta, żona i matka, byłam pełna goryczy, lęku przed dalszym życiem. Obawiałam się, czy wszystkiemu podołam, szczególnie niepokoiłam się o sprawy finansowe. Byłam wtedy letnią katoliczką, jednak Bóg miał dla mnie swój plan. Na tych rekolekcjach zobaczyłam rodziny z dziećmi wielbiącymi Boga, odnoszące się do siebie z życzliwością, radosne. Czułam się tak, jakbym była w innym świecie. Na Mszy Świętej rozpłakałam się i nie mogłam przestać płakać. I tak było nie tylko podczas Mszy, w czasie tych rekolekcji wylałam morze łez. Słowo Boże otwierało moje serce i pojawiał się płacz. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co się ze mną dzieje…
Jezus Panem
Gośćmi tych rekolekcji byli Anna i Alan, małżeństwo ze wspólnoty Odnowy Charyzmatycznej z Francji. Głosili konferencje, uwielbiali Pana i modlili się wstawienniczo nad każdym, kto tego pragnął, również nade mną. Przeżyłam wtedy chrzest w Duchu Świętym, potężny dotyk mojego serca Bożą miłością. Smutek zamienił się w radość. Jezus uzdrowił moje ranienia, przywrócił mi godność dziecka Bożego, stałam się inną osobą. To było wielkie nawrócenie.
Po rekolekcjach wstąpiłam do Wspólnoty Nowe Jeruzalem, nie mogłam już żyć bez wieczorów spędzonych na uwielbieniu Pana. Zaczęłam codziennie uczęszczać na Mszę św, często korzystać z sakramentu spowiedzi, czytać Biblię. Rozważałam też Słowo Boże, rozmawiałam z Jezusem, czego wcześniej nie robiłam. Coraz bardziej widziałam piękno tego świata, a co najważniejsze – zmieniało się moje serce. Zaczęłam dostrzegać swoje wady i widzieć dobro w innych ludziach, nawet w tych, którzy mnie skrzywdzili, i to, że ja też krzywdzę swoim zachowaniem innych.
W czasie seminarium Odnowy w Duchu Świętym przyjęłam Jezusa jako swojego Pana i Zbawiciela i zaprosiłam Go do całego życia. Widziałam potem, jak umacniał moją wiarę i miłość do Niego. Przez następne lata uczestniczyłam w kolejnych rekolekcjach. Powoli Pan Bóg przygotowywał mnie do posługi we Wspólnocie, ale też do trudnych wydarzeń życiowych, które przecież nie omijają chrześcijanina.
„Nie drżyj”
W październiku 2010 r. mój mąż zachorował na marskość wątroby. Razem z dziećmi opiekowaliśmy się nim. Był to trudny okres dla mnie, bo równocześnie opieki wymagała moja 99-letnia mama, która mieszkała ze mną. Siłę czerpałam z Eucharystii, piątkowych spotkań uwielbienia, modlitwy sióstr i braci ze Wspólnoty, a szczególnie małej grupki, której animatorką była śp. Basia Śliwa, a później Ania Rosińska. Gdy, patrząc po ludzku, problemy wydawały się niemożliwe do rozwiązania, Jezus czynił to realnym. To On sprawił, że mogłam powiedzieć mężowi „przepraszam” i prosić go o wybaczenie i że te same słowa usłyszałam od niego. Choroba zmieniła zachowanie męża, pogodził się z rodziną, zbliżył do Boga, kilka razy byliśmy razem na uwielbieniu. I tak, po ponad rocznej chorobie, odszedł do Pana.
W 2013 r. zmarła moja mama, miała 101 lat. Po ludzku odczułam, że jestem sierotą, że straciłam najlepszą i najbliższą mi osobę, która zawsze mnie kochała, i pomagała w kłopotach. I wtedy w czasie osobistego spotkania z Panem otrzymałam od Niego Słowo, usłyszałam je w sercu: „Nie opuszczę cię i nie porzucę. Nie lękaj się, nie drżyj”. Zawierzyłam temu Słowu. Dziś wiem, że to jest prawda – Jezus przychodzi z pomocą, uzdrawia, przynosi pokój, radość. Jest moim najprawdziwszym Przyjacielem, który nigdy nie zawiedzie, bo jest samą miłością.
Dziękuję Bogu za moją rodzinę, za moje nawrócenie, które trwa do dziś i za każdą osobę we Wspólnocie.
Niech Jezus Chrystus będzie uwielbiony, teraz i na wieki! Amen.
Jadwiga